Irlandzka whiskey. Niegdyś uwielbiana przez miliony, dziś w cieniu szkockich. Klasyczny przykład braku działania i płynięciu na fali w czasach, gdy wszystko funkcjonowało jak w zegarku. Relacje trudne do odbudowania, w wysiłku i znoju walka na polu, w którym rywale nie tylko z Europy odjechali w siną dal, a egzotyczna konkurencja chociażby jak ta z Barbadosu zdaje się deptać po piętach.

Przed nami przedstawiciel gatunku irlandzkiego rzemiosła „Single Pot Still” Redbreast 15yo. Wytwarzany w destylarni Midleton, ze słodowanego i niesłodowanego jęczmienia w proporcjach bliżej nieokreślonych (ptaszki ćwierkają, że jest to stosunek mniej – więcej 1:1). Wykorzystanie niesłodowanego jęczmienia miało podłoże ekonomiczne w zamierzchłych czasach. Drakoński podatek, którym obarczono jego słodowego kolegę, nie pozwalał na jego pełne wykorzystanie (jeśli tak by się stało, wówczas whiskey mogłaby nosić miano Single Malt). Zdecydowano się więc użyć tańszego jęczmienia jako substytut. Tamte czasy już minęły, ale receptura pozostała.

15-letnia ekspresja Redbreast była początkowo jednorazowym wydaniem, które ostatecznie stało się nieodzownym elementem oferty ze względu na ogromną popularność. Jak donosi producent, jest to jedna z najbogatszych i najcięższych irlandzkich Pot Still Whiskey. Trzykrotnie destylowana, leżakowana w beczkach po sherry i burbonie pierwszego napełnia, złożona z destylatów od 15 do 19 lat, laureat wielu nagród w tym Złoty Medal na International Spirits Challenge 2010. Przyznacie, że brzmi co najmniej przyzwoicie 🙂

Pora na ocenę. W nosie kajmakowa słodycz z owocowymi akcentami, morele, banan, słodowość, muśnięcie żyta, kukurydzy i ciemnego rumu, niewyczuwalny alkohol. Sporo się tutaj dzieje. Na języku niestety już nie tak intensywnie (mimo 46%), dosyć płasko, owoce w mlecznej czekoladzie, kakao z cukrem i to chyba tyle. Finisz średnio długi, przyjemny, rozgrzewający, przywodzący nuty z aromatu, delikatnie wytrawny i nieco gorzkawy.

Genialny zapach zapowiadał fajerwerki, i byłoby na prawdę bardzo dobrze gdyby nie podniebienie, które obnażyło niedoskonałości tej whiskey. Finisz określiłbym na zadowalający, więc takie 2:1 w tej rozgrywce. Na pewno jest to bardzo miła odskocznia od single maltów. Polecam szczególnie tym, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z irlandzkim Pot Still’em.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.