Whiskystyle.pl: Tomek, na początku chciałbym pogratulować niebywałego sukcesu medialnego. Prawie 60 tys. subskrypcji na kanale Youtube, to naprawdę robi wrażenie.

Tomasz Miller: Dzięki wielkie, jest mi naprawdę bardzo miło. Nigdy nie celowałem w rezultaty, które udaje mi się w tej chwili osiągać. Kiedy zacząłem pisać „MilerPije.pl” , po prostu byłem zafascynowany whisky i chciałem o tej whisky mówić. Skumulowało to pewną energię. Niewiele osób pamięta, że zaczynałem publicznie właśnie od Youtube’a, a w czerwcu mój kanał będzie obchodził już dziesiąte urodziny! Muszę jednak przyznać, że 90% subskrypcji przybyło mi przez ostatni rok (śmiech).

Dlaczego wódka? Skąd pomysł na markę własną akurat tego alkoholu?

TM: Prowadząc degustacje korporacyjne zebrałem spore doświadczenie w występowaniu publicznym w związku z whisky. Jedną z przewijających się sytuacji, z którą się spotykałem, było powtarzające się stwierdzenie „Proszę pana, a ja znam Szkota i on mi mówił…”. Czyli zawsze znalazł się na audytorium jakiś degustujący, który po prostu miał dowolnej intensywności, częstotliwości i jakości kontakt z obywatelem Szkocji, który jak mu „coś powiedział” to stawało się to cytatem z encyklopedii. Pomyślałem sobie, że skoro jestem biotechnologiem, byłem w dużej liczbie destylarni, wypiłem sporo whisky i dużo czasu na to wszystko poświęciłem, to trochę szkoda, że ludzie patrzą na to przez pryzmat tylko tego, co im Szkot mówił. Oczywiście ów Szkot nie zawsze musiał mieć rację…

I to jest chyba sedno sprawy, przecież nie każdy Szkot musi być bardzo obeznany w świecie whisky.

TM: Ja bym nawet powiedział, że większość nie jest. Wchodząc do losowego pubu w Szkocji i zamawiając whisky, niech to będzie Lagavulin, dostaje się ją w szklance – czasami nawet od razu z lodem. No i teraz tak: mogę z tym walczyć, mogę się na to obrażać i być w nurcie „niszowym”, chowając się zacietrzewiony w narożniku w przekonaniu, że docieram do sedna sprawy, a inni tego nie rozumieją. Mogę też tę sytuację odwrócić i z niej skorzystać. Tylko, że ja jako Polak mogę być wyłącznie lokalnym ekspertem od whisky, propagatorem kultury picia whisky, czy jakkolwiek ktoś to chce nazywać. Mogę natomiast też być tym polskim gościem od tej polskiej wódki i może wtedy ktoś, komuś na końcu świata powie „Proszę Pana, a Polak mi mówił…”  i to była taka moja koncepcja (śmiech). Jeśli do tego jeszcze dodam, że jestem z Wielkopolski, czuje się poznańska pyrą i mogę produkować wódkę z ziemniaków, które są z mojego regionu, to już chyba mam wszystko, co niezbędne. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że posiadam sklep z alkoholem, handluję nim, a tak zaczynali prawie wszyscy twórcy dużych marek whisky, którzy są dla mnie inspiracją. Pomyślałem wtedy, że może coś z tego wyjdzie. Oczywiście nie ma co się tutaj ekscytować, ponieważ wódka Miler Spirits jest na rynku dopiero od roku. Chociaż moim zdaniem sprzedaż już jest imponująca. Sprzedałem już prawie 10.000 butelek – jak na tak małą markę to jest bardzo dobry wynik. Zobaczymy, w którą stronę to pójdzie dalej.

Kolejne wyzwanie alkoholowe? Przyjdzie czas na zabutelkowanie jakiejś beczki whisky?

TM: Optymalizując butelkę wódki Miler Spirits myślałem konkretnie o kształcie, który mógłby być naczyniem dla wielu rodzajów alkoholi. Specjalnie nie wybrałem butelki, która kojarzy się z wódką, tylko butelkę, która przypomina „dumpy bottle” kojarzącą się z rozmaitymi trunkami. Identyczną butelkę posiada np. whisky Glenglassaugh, a podobną Aberlour. Na początku chciałem, aby Miler Spirits to było portfolio różnych trunków, ale później kiedy zobaczyłem skalę, w której funkcjonuje wódka Miler Spirits, pomyślałem, że powinienem jednak zostać przy wódce ziemniaczanej stawiając wszystko na jedną kartę.

Chciałbym przejść bardziej do tematów typowo „whiskowych”. W Polsce mamy teraz boom na whisky, jest to też trend europejski i światowy. W którym miejscu tego trendu się aktualnie znajdujemy? Patrząc wstecz historia rynku whisky to taka sinusoida. Czy sądzisz, że aktualnie znajdujemy się przed jakimś globalnym kryzysem?

TM: Ciekawe pytanie. Na pewno jesteśmy gdzieś przed kolejnym punktem zwrotnym. Pytanie tylko ile przed nim jesteśmy? Od dłuższego czasu doświadczamy wzrostu tej krzywej opisującej sprzedaż czy popularność whisky. W tej chwili w Szkocji czeka na nas morze whisky, która leżakuje gdzieś w magazynach więc podaż na pewno jest. Pojawiają się także pierwsze rynki, w których popularność whisky spada na korzyść chociażby rumu, czy ginu. Polska natomiast staje się ciekawym rynkiem dla producentów whisky, ponieważ ta cieszy się tutaj dużym zainteresowaniem i bardzo dobrze się sprzedaje. Whisky staje się coraz bardziej dostępna chociażby w takich kanałach sprzedaży jak supermarkety. Ceny są także coraz niższe, ale kto wie, może się okazać, że za jakiś czas ten wektor popularności się odwróci. Oczywiście, można mieć odczucia, przeczucia i strzykanie w kościach, ale jednak bez badań rynku jest to trudne do stwierdzenia.

Czy myślisz, że Polacy potrafią wyprodukować dobrą whisky? Czy jesteśmy w stanie wyprodukować whisky na poziomie whisky szkockich?

TM: To jest jedno z tych pytań, które wszyscy chcą mi zadać, a ja nie chce na nie odpowiadać (śmiech). Udzielę odpowiedzi, ale od razu zaznaczam, że nie mówię tego w kontekście jakiegokolwiek biznesu, destylarni, czy przedsięwzięcia, ponieważ ja wszystkim aktywnościom, które napędzane są dobrą wolą, pozytywną energią i pasją kibicuję z całej siły. Poza tym osobiście nigdy nie produkowałem whisky, więc nie chciałbym niepotrzebnie zgrywać eksperta. Uważam, że aby produkować dobrą whisky trzeba mieć doświadczenie w produkcji i trzeba mieć leżakujący stock, z którego można swobodnie wybierać. Osiągnięcie takiego stanu oczywiście wymaga czasu. Mimo to, czułbym się wspaniale, gdyby ktoś już niedługo był w stanie nas miło zaskoczyć i zrobił w Polsce coś fenomenalnego.

Teraz może tak trochę na przekór, Czy istnieją destylarnie, których destylatom nie służy długie leżakowanie w beczce? Spotkałeś się kiedyś z takim stwierdzeniem?

TM: Jak ktoś woli Taliskera 8yo zamiast 25yo, czy 30yo to niech pije (śmiech). A tak na poważnie, to na pewno wbrew powszechnej opinii, młoda whisky może być ciekawa. Na przestrzeni ostatniej dekady wielokrotnie pokazała to destylarnia Kilchoman. Czy jest jakaś destylarnia, której destylatom wręcz nie służy długie leżakowanie? Nie mam takich doświadczeń, żeby się wypowiadać.

Skoro poruszyliśmy temat młodych whisky, czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że wypusty z lat 70′, czy 80′, bardzo młode wiekiem, bo 8-10 letnie, czasami są wręcz wybitne? A na pewno w zdecydowanej większości są nieporównywalnie lepsze od aktualnie produkowanych równolatek? Z czego to może wynikać?

TM: W dużej części to jest prawda, natomiast trochę bym uważał na bezkrytyczne chwalenie tych whisky. Whisky kiedyś była lepsza i co do tego nie mam wątpliwości. Wynikać to może z dzisiejszej optymalizacji procesu produkcji whisky, w którym gdzie można iść na skróty, w postaci tempa fermentacji, dynamiki destylacji, czy wielokrotności użycia beczek do leżakowania, to się to robi. Na pewno wszystko to sprawia, że whisky staje się uboższa w smaku. Natomiast, nie wszystko co jest stare, jest absolutnie wybitne i o tym też trzeba pamiętać.

Starzenie whisky w butelce. Jedni wierzą, inni nie. Jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii? Czy ten OBF, czyli old bottle flavour faktycznie istnieje?

TM: Na tak postawione pytanie nie znam i nie mam odpowiedzi. Tragizm sytuacji OBF, czy OBE, bo niektórzy mówią old bootle effect, jest taki, że osoba która decyduje o jego istnieniu musiałaby napić się tej whisky np. po zabutelkowaniu, osiągnąć jakiś stan, czy formę pełnej archiwizacji wrażeń sensorycznych z jej picia i następnie po 20 latach być w stanie te wrażenia odtworzyć i porównać. Ciężko jest tego wspomnianego starzenia w butelce dowieść niezawodnie. Można próbować to zrobić naukowo. Zastanawiać się, czy ten krzem ze szkła może przechodzić do whisky, czy on może reagować w jakiś sposób w środku. Jak wpływa na whisky to, że możliwe są mikro migracje tlenu przez korek, itd. To są rzeczy, które można brać pod uwagę i rozpatrywać, ale musiałby się tym zająć naukowiec.

Czy odwiedzasz polskie festiwale whisky?

TM: Mam bardzo napięty harmonogram zawodowy w związku z rosnącą popularnością MilerSpirits.com, MilerMenswear.com i Manumi.pl. Niestety do tej pory skutecznie uniemożliwiało mi to odwiedzanie krajowych festiwali whisky. Nie wykluczam, że kiedyś to się zmieni. Nie oznacza to jednak, że nie mam kontaktu z miłośnikami whisky. Tylko w ramach Miler Tour, przy okazji którego się spotykamy, na moje degustacje w całej Polsce bilety wykupiło ponad 450 osób!

Inwestujesz w whisky?

TM: Mam jakieś butelki (śmiech). Posiadam whisky, które dzisiaj chyba szkoda byłoby otworzyć. Wydaje mi się, że ich wartość przerosła to, co mogą zaoferować jako trunek. Dobrym przykładem są whisky japońskie, które jeśli chodzi o ceny już dawno temu osiągnęły przerost formy nad treścią. Powiem szczerze, że nie za bardzo lubię o tym mówić, ale nie dlatego, że jestem kimś, kto skrywa wielkie tajemnice inwestycyjne, o których mówi się tylko w zaufanym gronie. Po prostu uważam, że niedobre jest dawanie fałszywych nadziei, czy wywoływania niepotrzebnej gorączki złota, która przecież wcale nie musi skończyć się wielkimi zyskami.  

Najlepsza whisky spróbowana w życiu?

TM: Piłem parę naprawdę ciekawych rzeczy, ale nie wiem, czy jest sens by wybierać jakąś najlepszą. Na pewno są tacy, którzy wybiorą sobie którąś ze spróbowanych przez siebie whisky, żeby mówić „bo ja piłem XX”. No to ja też piłem Karuizawy, Hanyu, stare Ardbegi, Brory, Capery i inne, ale nie zastanawiałem się nad tym, które z nich były najlepsze, bo to nie jest najważniejsze. Tak naprawdę, największą radość zawsze miałem z obcowania ze współbiesiadnikami, bo picie whisky to zajęcie towarzyskie. Lubię whisky po sherry, lubię whisky deserowe. Lubię też dobry torf po sherry, z którym niestety coraz ciężej się spotkać.

Czy istnieje dla Ciebie jakiś „Święty Grall”? Whisky, którą chciałbyś kupić, ale jest niedostępna, albo jej cena urosła do niebotycznej sumy? Butelka, którą bardzo chciałbyś mieć w swojej kolekcji?

TM: To nie jest jeszcze niemożliwe do zrealizowania. Jej ceny jeszcze nie są aż tak niebotyczne, chociaż już trochę wysokie. Na pewno chciałbym wszystkie kolory Tobermory. Chciałbym na pewno jakiegoś starego Ardbega OB. Akurat tutaj, to chciałbym dużo (śmiech).

Odwracając teraz trochę bieguny, jaką whisky poleciłbyś jako „Daily Dram”? Whisky oferującą bardzo dobry stosunek jakości do ceny.

TM: Myślę, że jest kilka takich rzeczy, które cały czas ten stosunek oferują. Mogę tutaj wymienić: Glendronach, BenRiach, kilka destylarni z Diageo – Oban, Talisker, Caol Ila, Clynelish, na pewno Springbank. Są to pozycje, które wśród podstawek mogą być rozwijające.

Najprzyjemniejsze skojarzenie z whisky? Może była to jakaś degustacja? Jakiś wyjazd? Wizyta w magazynie destylarni? Chodzi o przyjemne wspomnienie z whisky w tle.

TM: Kiedyś byłem z żoną na północy Szkocji, na wyspie Mainland w archipelagu Orkadów i tak się złożyło, że nie udało się nam wjechać na prom w Saint Margaret’s Hope, więc otrzymaliśmy od losu dodatkowy dzień urlopu. Było to jednak w takim miejscu, że nie stanowiło dla nas żadnego problemu. Poszliśmy na plażę i rozłożyliśmy stół campingowy. Wyjąłem jakiegoś sampla, chyba Glenfiddich 30yo, po czym niespodziewanie (dla mnie) nastąpił przypływ. Kiedy zaczynałem pić, byłem na piasku, a po około godzinie byłem już po kolana w wodzie razem ze stolikiem. Do tego wiał tak mocny wiatr, że kieliszek zrobił się lodowaty i musiałem go ogrzewać dłońmi czego w temperaturze pokojowej nie należy robić wbrew powszechnemu i błędnemu przekonaniu o sposobach picia koniaku. To jest naprawdę przyjemne wspomnienie. Kolejną miłą sytuację miałem, kiedy żeglowałem ze znajomymi po Morzu Hebrydzkim na czterdziestoczterostopowej Bavarii i niekorzystne warunki pogodowe (wiało 6B i padało) nie tyle zmusiły nas, co zachęciły 😉 do wpłynięcia jachtem pomiędzy wyspy Islay i Jura.  Chcieliśmy zacumować gdzieś przy terminalu promowym w Port Askaig, ale niestety okazało się to niemożliwe i skończyliśmy na bojce przed samą destylarnią Caol Ila. Nie było innego wyjścia, więc zostaliśmy na noc na jachcie, łowiąc rdzawce. To ryby, które podobnie jak makrele dość łatwo złapać na wędkę jeśli są w pobliżu. Przy tej bojce udało się nam mówiąc kolokwialnie „natrzepać” całe wiadro rdzawców w 20 minut. To była dobra kolacja z pracującą na trzy zmiany destylarnią Caol Ila kilkadziesiąt metrów za plecami i wspaniałym widokiem na wyspę Jura przed sobą.

Masz niesamowitą łatwość mówienia. Nie myślałeś o jakiejś publikacji na temat whisky?

TM: Powiem tak, długo pisałem o whisky i uważam, że byłem średni, teraz mówię o whisky i wydaje mi się, że jestem dobry. Nie chciałbym jednak żeby było to odebrane jako przejaw buty albo jakiegoś samouwielbienia, czy zadufania w sobie. Mówię z przyjemnością, posiadam wykształcenie związane z występowaniem publicznym i po prostu bardzo lubię to robić. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to dla mnie forma relaksu.

Czyli póki co nie myślałeś o tym?

TM: Tego nie powiedziałem. Oczywiście, że myślałem. (śmiech)

Jak oceniasz blogosferę whisky w Polsce? Interesujesz się nią, czytasz, śledzisz?

TM: Szczerze mówiąc, staram się nie oglądać, ani nie czytać treści, które są równoległe, albo podobne do tego nad czym sam pracuję. Uważam jednak, że whisky powinien zajmować się każdy kto chce, kto ma z tego przyjemność i kto dobrze się z tym czuje. Często jest tak, że blogerzy dość szybko obierają sobie drogę, która rzadko przyjmuje odcienie szarości co przejawia się w postawie: albo wszystko mi smakuje albo nic mi nie smakuje. To jest coś co mnie trochę męczy dlatego podobają mi się ludzie, którzy whisky oceniają i potrafią wyrazić swoją subiektywną opinię bez niepotrzebnego mieszania z błotem i bez niepotrzebnego wpadania w zachwyt. Chyba jestem whisky-stoikiem 🙂

Byłeś już kiedyś w Bydgoszczy?

TM: Tak, lubię Bydgoszcz i byłem tu kilka razy, ale chyba częściej to ludzie z Bydgoszczy odwiedzają mnie w Poznaniu, aby się wspólnie napić (śmiech).

Czasu na zwiedzanie pewnie nie będzie?

TM: Niestety. Przyjechaliśmy o 1:30 w nocy, a o 8 rano wnosiłem już ekspozycję do hotelu, w którym odbywa się trunk show Miler Menswear i później degustacja Miler Spirits. Wyruszymy stąd pewnie około 22:30 i jedziemy prosto do Gdańska. Jedynie co zwiedziłem to McDonald’s i to jeszcze zaocznie, bo za pośrednictwem Pani Patrycji, która w konspiracji wyskoczyła po kanapki dla nas wszystkich (śmiech).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.