Bez owijania w bawełnę. Whisky Live Warsaw 2022 to były Himalaje polskich festiwali whisky jak do tej pory. Boję się, czy przyszłoroczna 10’ta jubileuszowa edycja jest w stanie zaskoczyć jeszcze mocniej. Trudne zadanie przed Tudor House, ale wierzę, że co najmniej taki poziom zostanie utrzymany. To mój 5’ty WLW i śmiało mogę powiedzieć, że z roku na rok festiwal coraz bardziej się rozwija i warto w 2023r zaplanować sobie październikowy weekend w Warszawie.

Zaskoczenia festiwalowe:

  1. Mnóstwo nowości. Nowe destylarnie, nowe edycje, nowe marki, był tego naprawdę ogrom.
  2. Lokalizacja. Nie wiem kto wpadł na pomysł organizacji eventu „na Legii”, ale miał nosa. Miejscówka idealna, a przy takim tempie rozwoju festiwalu, niebawem wejdziemy jeszcze na płytę 😀
  3. Ilość butelek na stoiskach. Ci sami wystawcy, którzy mieli już okazje wystawiać się na wcześniejszych edycjach WLW dozbroili się i mieli zdecydowanie szerszą ofertę niż wcześniej. Widać, że warszawski festiwal w kręgu producentów, dystrybutorów i innych podmiotów cieszy się poważaniem, na który nie przywozi się ochłapów.
  4. Ceny dramów i ilość pozycji w cenie biletu. Osobiście nie zaobserwowałem tutaj inflacji na poziomie 17%. Ba… niektóre dramy były tańsze niż rok wcześniej!
  5. Whisky festiwalowa. To jak taki tort na urodzinach, niby są zawsze jeszcze inne ciasta, ale mały kawałek zawsze chętnie człowiek spróbuje.
  6. Stoisko BOW. Na festiwalu tej rangi musi być choć jeden wystawca ze starociami. Z szacunku do whisky, z szacunku do festiwalowiczów 😊

Poniżej pozycje które spróbowałem w trakcie imprezy:

Raasay R-01.1 46.4%

Delikatnie dymna „wariacja” z wyspy o tej samej nazwie. Do zestawienia tej wersji użyto beczek po Rye whisky, Chinkapin i Bordeux i to poniekąd czuć. Ciężko się skupić na jednym akcencie i w sumie nie wiem co tutaj gra główna rolę. Malt młody, ostry w smaku, potrzebuje wody nawet przy tak niewysokim ABV. 3/10

Masthouse Pot & Column 45%

Na tym stoisku jeśli dobrze pamiętam stały tylko 2 malty. Pierwszy w pełni alembikowy nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, i choć drugi „na papierze” wyglądał mniej atrakcyjnie skusiłem się zaintrygowany procesem jego produkcji. To chyba pierwsza Single malt którą piłem z połączenia alembika i kolumny. Nos w kieliszek i tu jakby strzał między oczy. Meegaaa owocowa whisky, są ananasy, gruszki, brzoskwienie… W smaku syrop z puszki po ananasach. Niebezpiecznie pijalna rzecz. Chcąc sprawdzić dostępność w sklepie festiwalowym niestety nie ujrzałem tej pozycji, więc butelka nie wróciła ze mną do domu. Na pocieszenie postanowiłem napić się jej dwukrotnie 😊 5/10

Valinch & Mallet Linkwood 11yo 53.2%

Valinch & Mallet wystawił się z szeroką ofertą. Seria The Young Masters Edition na stoisku liczyła sobie aż 9 pozycji, więc trzeba było tutaj podejść z rozwagą. Zdecydowałem się na 3 whisky, a to była pierwsza z nich. W nosie mało Linkwoodowa, to pewnie za sprawą beczki Palo Cortado w której leżakowała. Czuć sherry, suszone figi, rodzynki, jednak wszystko to bardzo delikatne. W smaku miks burbonowca z kilkoma kroplami sherry. Na pierwszy rzut oka wyglądała ciekawiej, nie jest źle, ale brakuje jakiegoś pozytywnego zaskoczenia. 3,5/10

Valinch & Mallet Ben Nevis 9yo 52.4%

Ben Nevis ostatnio na topie, ten jest po burbonie więc powinno być git. Fakt, są owoce, lecz bez eksplozji. Bardzo zachowawczy Ben Nevis, nie wiem czy mam czas wyciągać z niego aż takie niuanse, które co prawda sprawiają trochę frajdny, jednak jest ich zdecydowanie za mało. Finisz krótki, ale zachęcający do wzięcia kolejnego łyka. 3,5/10

Valinch & Mallet Glenburgie 11yo 52.6%

Dlaczego wybrałem Glenburgie? Liczyłem na przyjemnie owocowy destylat. Zdecydowanie potrafi się on pokazać w Burgie po burbonie. To solidla destylarnia i nawet podstawowe whisky z oficjalnej oferty trzymają poziom. Jak jest tutaj? W aromacie czuć niedojrzałego banana, cytrynę. W smaku jest lekko, ale nie wodniście, są miody, jabłka, wszystko krągłe i całkiem przyjemne. Finisz niestety trochę krótki z pikantnym posmakiem. 4/10

Heaven’s Door Straight Rye Whiskey 43%

Tym razem w kieliszku wylądowała amerykańska whiskey. Spędziła w beczce 7 lat, z czego 6 w amerykańskim dębie, a ostatni we francuskim. W nosie intensywnie, lakierowo, waniliowo z jakąś dziwną, bliżej nieokreśloną ziołową nutą. W smaku zdecydowanie czuć, że to wersja Rye, jednak cały czas intrygują te zioła z dodatkiem owoców. Alkohol bardzo dobrze ukryty. 4/10

Heaven’s Door Double Barrel Whiskey 50%

Jak podaje producent mamy tutaj destylat min 6 letni poddany podwójnej maturacji (beczka po burbonie + mocno wypalona beczka virgin oak). Rasowa amerykańska whiskey z mocno zaakcentowaną wanilią, karmelem i dębiną. Przyjemnie słodka, gładka, jednak bardzo przewidywalna. Szczerze powiedziawszy mimo niższej mocy w wersji Straight Rye więcej się dzieje. 3,5/10

AnCnoc 2007 14yo Loża Dżentelmenów 50.2%

Nie ma destylarni AnCnoc. Jest Knockdhu, w której powstaje AnCnoc. Jak na Speysidera przystało wyraźnie czuć jabłka, gruszki i kwiaty. Na języku dalej sporo owoców, ślad wosku i dębowej beczki. Finisz średnio długi, czekoladowy, przyjemnie rozgrzewający z ponownym uderzeniem dębiny. Finisz chyba tutaj najsłabiej zagrał, ale to bardzo dobry malt. 4,5/10

Kozuba Wheat Rye Whiskey 7yo 54.4%

Na etykiecie wyraźnie stoi 65% żyta i 35% pszenicy. Dużo pszenicy pewnie po to, aby skontrować zadziorne i ostre żyto. Sprawdźmy. W nosie powiedziałbym dostojnie, skóry, szlifowane drewno, żytni chleb, lakier. W smaku bardzo zrównoważony i ułożony destylat, mimo wysokiej mocy alkohol nie przytłacza i spokojnie można pić bez dolewania wody. Na finiszu gładko, karmelowo – waniliowo z herbacianami wstawkami. Ciekawa rzecz, wracajcie do kraju i róbcie to u nas na miejscu! 😊5/10

Elsburn Distillery Edition sherry cask batch 002 45.9%

Whisky z Niemiec zdażyła już wyrobić sobie pewną renomę. Wielu (także zaliczam się do tego grona) jeszcze nie miało okazji spróbować Elsburn (wcześniej Glen Els), a przecież produkcją single malt destylarnia zajmują się od 16 lat! Wcześniej wiedziałem tylko, że sherry caski od nich są na prawdę warte uwagi, więc gdy nadarzyła się okazja, grzechem było nie spróbować. W nosie od razu intensywna sherry z przypalonym brązowym cukrem. Na języku czekolada z rodzynkami, wiśniowa tabaka, susz owocowy. Posmak przyjemny, kakaowo-kawowy. Fajny dram na zbliżające się święta. 4.5/10

TTOW Sound of Islay 2008 “The Wood” #4 56.9%

Minęło już trochę czasu od premiery tej whisky. Warto przypomnieć, że jest to kontynuacja wersji #2, która była tylko z beczek po burbonie. Tutaj jest z dodatkowym z finiszem w oktawce po PX. Butelek wyszło zaledwie 69, więc to już pewnie jedna z ostatnich szans na spróbowanie tej whisky. Nos to słodki dym, nadgniłe śliwki, przejrzałe czereśnie. Może nie brzmi to jakoś super atrakcyjnie, ale torf, który spina to wszystko dymną klamrą daje naprawdę dużo frajdy. W smaku już trochę mniej gęsto i konfiturowo, a bardziej na wierzch wychodzi przywędzone DNA młodego destylatu z Islay. Sięgnął by człowiek po butelkę w długi zimowy wieczór. 5/10

Foursquare 12yo 1’st edition for Vininova 62%

Zdobycie butelki tego rumu graniczyło z cudem. Sprzedaż internetowa co prawda dawała szanse na zakup, ale kto nie był akurat on-line w momencie pojawienia się pozycji na stornie, ten jedynie mógł obejść się smakiem. Cóż, taką mamy rzeczywistość, dobrze że są festiwale. Nos do kieliszka. Wow, ale się tutaj dzieje, aż dostałem nowej energii 😊 Lakier, stare meble, owoce tropikalne, syrop na kaszel. Smak oferuje jeszcze intensywniejsze doznania w tym samym klimacie. Pyszny rum! 6/10

Dingle Port Casks Batch #6 46.5%

Czas na Irlandię. Whisky po Porto to obok Sherry, chyba najczęściej wybierany rodzaj beczki po winie wzmacnianym do starzenia whisky. I nie ma się co dziwić, ponieważ Porto oddaje do destylatu mnóstwo dobrego w postaci suszu owocowego i skórki pomarańczy. Jak będzie tym razem? Nos przyjemnie lotny, są goździki w pomarańczach, imbir. O ile sherry w większości przypadków idzie bardziej w stronę rodzynek, fig i suszonych śliwek, o tyle tutaj mamy do czynienia z jeżynami i jagodami. W smaku pełna z dobrym poziomem ABV, który nie pozostawia wrażenia wodnistości i jest wystarczający, by cieszyć się średnio długim finiszem. 4,5/10

The Clydeside Distillery Stobcross 46%

Ta 3 letnia whisky niestety nie pokazała się z najlepszej strony. Mocno wyczuwalny new make i to przeciętnej jakości. Czuć zarys młodej nieodleżakowanej whisky z aromatami cytrynowego olejku do ciasta, suchej trawy i wanilii, niestety za mało nawet jak na 3’latkę. 2/10

Cask Orkney 18yo 46%

Po pierwszym powąchaniu przyszło mi na myśl, że siedzi tu destylat z bardzo wysłużonych beczek. Aromat nieco żytni, żywiczny z minimalnym muśnięciem dymu. W smaku cukierkowa, landrynki, pomarańcza. Na finiszu posmak herbaty z cukrem. Mnie nie przekonała. Serio jest to whisky 18 letnia? 3/10

Old Perth 1996 55.8%

W skrócie to 24-letni blended malt po sherry w mocy beczki. Nos od razu zwiastuje wiek. Nie ma tutaj młodej i płytkiej sherry, ale od razu mamy do czynienia ze starym meblem, tytoniem i śliwką. Jest gęsta i esencjonalna, finisz trwający i dający się zapamiętać dłuższą chwilę. Dobrze to im wyszło. 6/10

Holyrood Japanese Sake Yeast 60%

Tym razem new make i dalszy ciąg eksperymentów destylarni Holyrood. Ostatnim razem byłem zachwycony tym co przywieźli ze sobą na WLW, a w tym roku ewidentnie postanowili utrzymać ten poziom. Drożdże sake do produkcji whisky? Czemu nie. Już zdążyliśmy się przyzwyczaić do odważnych prób stworzenia czegoś oryginalnego przez destylarnie, więc nie powinno to jakoś specjalnie dziwić. Jednak oby to nieszablonowe połączenie nie okazało się tylko chwytem marketingowym. Pachnie bardzo intensywnie, aż drażni nozdrza ferajną aromatów, stężenie alkoholu tez nie jest tutaj bez znaczenia. Oczywiście czuć, że to new make, słodowy, drożdżowy, maślany, ale przy tym bardzo owocowy. Jestem ciekawy co z tego wyjdzie po kilku latach spędzonych w beczce. Bez oceny.

Woven Experience N.10 52.4%

Ta nieśmiała buteleczka nie ma nic wspólnego z Japonią. Design może co prawda sugerować oszczędność formy Japończyków, ale to projekt szkocki, za którym stoją pasjonaci lubujący się w blendowaniu whisky. W edycji N.10 której spróbowałem dominują nuty słodowe, lekko wytrawne, cytryna, pomarańcza. W kategorii blendu jest bardzo przyzwoicie i czuć, że nie żałowali tutaj whisky słodowej. Niestety pół litrowa butelka to koszt około 800zł, więc raczej było to nasze ostatnie spotkanie. 3,5/10

Daftmill 15yo 2006 55.7%

Najstarszy Daftmill jak do tej pory. Okazja do spróbowania wyśmienita, oczekiwania wysokie, więc polejmy. Nos zapowiada świeży owocowy destylat, ale nie uderza jakoś specjalnie w pierwszej rundzie. Dałem jej chwilę i jest lepiej, jabłka, gruszki, ślad wosku. W smaku powtórka z nosa, ale nadal zachowawczo. Odnoszę wrażenie, że młodsze Daftmille oferowały podobny pułap wrażeń co ta 15yo. Oczywiście jest tutaj wszystko to, co lubię z beczek po bourbonie, ale oczekiwania chyba miałem zbyt wysokie 5/10

Berry Bros. & Rudd Irish Reserve 44.2%

Trochę rozczarowany tym, że Daftmill „nie dowiózł”,  przyznaje się bez bicia, że przy wyborze kolejnej whisky poszedłem na łatwiznę. Zamiast zapoznać się chociaż z etykietami dostępnych butelek, zrobić rekonesans czy jest coś z mniej dostępnych edycji, wypaliłem wprost do przedstawiciela stoiska, aby sięgnął coś najbardziej owocowego z tego co posiada. Gość się tylko uśmiechnął, wziął do ręki Irish Reserve i nalał bez wachania. Szczerze mówiąc byłem trochę zakłopotany bo pomyślałem, że może nie zrozumiał mojego pytania. Zdaję sobie sprawę, że mój angielski nie jest na poziomie native speakera, lecz nie namyślając się długo wypaliłem drugi raz. Irish? Nie zaproponujesz niczego ze Speyside? Znowu tylko się uśmiechnął i powiedział żebym spróbował. Mówię dobra, wie co robi, nos w kieliszek i… boom! Ananas, brzoskwinki, galaretki, słód. No żeś trafił pomyślałem… Smak niestety sprowadził na ziemię i okazał się być nieco wodnisty, ale kurde, stosunek jakości do ceny wygryw festiwalu. 4,5/10

Berry Bros. & Rudd The Perspective Series / No.1 21yo 43%

Ten blend wyglądał ciekawie. 21 lat to minimalny wiek destylatów wykorzystanych do kupażu, więc nawet jeśli przyjąć spory udział graina powinno być przyzwoicie. W aromacie ciastka petit beurre, biszkopt cytrynowy. W smaku trochę pieprzu, dojrzałe jabłko, czekolada, karmel, przypalony tost. Finisz raczej krótki, ale ułożony i przyjemny, nic tu nie piecze, nie pali. Wiek whisky wyraźnie zaznaczony krągłością wykorzystanych destylatów. Może jednak gdyby było ciut mniej tego graina byłby punkt wyżej. 4/10

Dailuaine 16yo Flora & Fauna 43%

W  końcu zderzyłem się z tą Dailuaine. Długo musiałem czekać, aż pojawi się w moim kieliszku, tym bardziej cieszę się na to spotkanie. W nosie od razu skojarzenie z wytrawną sherry, tytoń, skórka pomarańczy. W smaku jabłecznik, karmel, brązowy cukier, korzenno-cynamonowe ciastko świąteczne. Finisz średni, czekoladowy, skórzasty. Szkoda, ze tylko 43%. Bardzo niedoceniana destylarnia, której wypusty warto próbować. 5/10

Clynelish 12yo DSR 2022 58.5%

Niespecjalnie się cieszę widząc Clynelisha w innych beczkach niż te po burbonie. Jakoś żyje w przekoaniu, że akurat tej destylarni nie jest potrzebnę dodatkowe podkręcanie finiszem w beczkach po winach wzmacnianych, które w większości przypadków zaburzają piękny woskowy profil destylarni 😊. Tutaj mamy aż dwuletnie wykończenie w beczkach po Oloroso i PX, więc jestem trochę zaniepokojony. Nos to rzeczywiście delikatne sherry, nienachalne, ale jasno zaznaczone. Są też przebijające się jabłka i gruszki charakterystyczne dla Klaja, oblane syropem cukrowym i karmelem. W smaku powtórka z nosa z minimalną woskowatością, która daje niejako sygnał, w której beczce destylat spędził najwięcej czasu. No siedzi tu Clynelish, choć bardzo przyczajony. Może powinienem spędzić z nim trochę więcej czasu? 4,5/10

Talisker 11yo DSR 2022 55,1%

Ostatnie dwa DSR’y (2020-2021) od Taliskera mnie osobiście rozczarowały. Było czuć młodość, ostrość i nachalną dymność. Chętnie doświadczyłbym nawiązania do chociażby roku 2019 (15yo), który zaoferował whisky ułożoną, w miarę kompletną, z dobrym balansem między dymem a owocami. Zobaczmy co przyniósł najnowszy DSR. Nos przywraca wiarę w dobrego Taliskera, owoce morza w skorupach, słodki dym, sok z czerwonych porzeczek. Na języku oleiście, galaretki w czekoladzie, trochę lukrecji, jest bardzo pijalnie. Nie jest to Talisker 15, ale idzie w tę stronę. 5/10

Benriach 25 46%

Do starzenia tej edycji wykorzystano beczki po burbonie, sherry, virgin oak i maderze. Całkiem niezły misz-masz. 25 lat już nie przelewki, dokładnie wypłukany kieliszek i do dzieła. Czuć wiek, pachnie konkret. Jest sherry, jest maderka są grillowane owoce egzotyczne. W smaku też intensywnie, dochodzi jakaś delikatna skóra, zamsz, tytoń, dębina. Na finiszu trochę orzechowej szynki. Posiedziałbym z 50ml cały wieczór, szczerze doceniam, jak te różne smaki się ze sobą dobrze tutaj komponują. Pijmy starsze Benriachy! 6,5/10

Nc’nean Organic 46%

Szanuję ekologiczne podejście destylarni Nc’nean do produkcji whisky. O ile destylaty organiczne czasami są trochę naciągane, i destylarniom po prostu wypada mieć cos „Organic” w swojej ofercie, tak tutaj nawet energia wykorzystywana do produkcji pochodzi w 100%  z odnawialnych źródeł. Respekt. No dobra, ekologia ekologią, ale whisky musi się obronić. W zapachu jest, świeżo, cytrynowo, słodowo. W smaku nadal dosyć surowo, cytrusy, może nieco słodszego pomelo z przebitkami niedojrzałych mirabelek. Finisz krótki, mocno rozgrzewający. To wciąż bardzo młoda whisky, która potrzebuje czasu aby się ułożyć. 3/10

Kavalan Solist Brandy 54%

Ja na prawdę nie mam nic przeciwko takim połączeniom. Inna sprawa, czy takie połączenie może jakoś szczególnie smakować lub czymś zaskoczyć. Powiem tak, jeśli komuś to egzotyczne zestawienie whisky z beczkami po brandy miałoby wyjść, to Kavalan jest u mnie jednym z kandydatów. W zapachu czuję śliwki i faktycznie jakieś niuanse winno-gronowe. Dla mnie ten zapach jest przyjemny. W smaku gęsto, ale nadal jakby bardziej śliwkowo-pomarańczowo niż gronowo. Nuty brandy są tutaj fajnym dopełnieniem, i czuć, że to whisky z dobrze poukładanymi składnikami. Finisz długi jak na Solista przystało. Mimo że nie jestem fanem brandy (lub po prostu nie piłem dobrej), o tyle tutaj, w takim połączeniu bardzo mi odpowiada. 5/10

Kavalan Solist Vinho Barrique

Lubię Kavalany. Solisty. Vinho Barrique to ich taki wspólny mianownik . Osobiście znajduję w nim nuty kojarzone z sherry (figi, daktyle, rodzynki), porto (marmolada, ziołowy syrop na kaszel, porzeczki) i wytrawnymi czerwonymi winami (leśne owoce). Proporcje zmienne, występujące na każdym z etapów degustacji. Pewniak. 5,5/10

Clynelish 1996 Provenance 10yo 46%

Na Clynelisha z 1996 trzeba brać poprawkę. Nie jest on tak powtarzalny jak roczniki 1995 i 1997 jednak miałem już przyjemność pić kilkunastoletnie Klaje z 96’ na ok 7 punktów (Silver Seal). Nos wyraźnie owocowo-woskowy. W smaku bardziej owoce wiodą prym, tłumiąc wosk i mineralność, którą chyba bardziej sobie wyobrażam niż faktycznie czuję. Dobra beczka po burbonie zrobiła tutaj to, co miała zrobić, choć chciałoby się nieco więcej. Niemniej soczysty Klaj. 5/10

Glenlossie 1993 Exclussive Malts 15yo 52.6%

Profilowo bardzo zbliżona do powyższego Clynelisha. Jest odrobine mniej słodka i idzie bardziej w stronę cytrusów i jabłek papierówek z minimalnym woskowym podszyciem. Myślałem, że wyższa moc nieco bardziej podkręci doznania tej edycji, ale nie doszukałem się niczego zaskakującego. Jest równo i przyjemnie. Glenlossie o zbliżonym profilu znajdziemy także w obcenie butelkowanych edycjach, więc nie trzeba szukać aż tak w tak głęboko w rocznikach z lat 90’ aby napić się przyzwoitej whisky z tej destylarni. 5/10

Rosebank 18yo Cadenhead’s 54,2%

To moje pierwsze spotkanie z destylarnią Rosebank. Chciałem na stoisku BOW spróbować czegoś z nieczynnej destylarni i wybór padł na Rosebanka. Nos niesamowicie ukryty, zajeżdża starą książką, komodą, słodem, zieloną trawą, miodem… Wszystko to bardzo subtelne. W smaku dochodzi ciasto przekładane kajmakiem, orzechy. Finisz już mniej słodki, raczej cukierkowy niż kremowy, no i jest ten staroć z aromatu, ale żeby go wydobyć to się trzeba ostro skupić. Albo ta whisky jest tak skryta i subtelna, albo ja nie potrafię z niej wydobyć wszystkiego. Nie mam porównania do innych Rosebanków bo ich nie próbowałem, ale ta delikatność ma coś w sobie.  6/10

Williamson 2013 9yo WLW 63,8%

W końcu przyszedł czas na whisky festiwalową. To Laphroaig z beczki po sherry. Whisky Live w tym roku późno, więc jak na jesienną aurę wybór festiwalówki przemyślany. Nos to wytrawna, nieco siarkowa sherry z kłębami dymu i wędzonki. W smaku łagodnieje i daje poznać się ze strony suszu owocowego, brązowego cukru i bakalii (konieczne z dodatkiem kilku kropel wody). Finisz długi, mocno grzejący w przełyk. Ten Williamson da się lubić, dobry torf po sherry jest bezpieczną opcją, a patrząc na zbliżający się okres zimowy, do wiosny z butelką powinniśmy sobie spokojnie poradzić. 4/10

Podsumowanie

Oczywiście można było spróbować innych whisky… w innej kolejności… może zabrać do domu…. Dajcie spokój! Było mega i widzimy się za rok!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.