Clynelish mimo swojej ogromnej renomy nie jest zbyt popularna, szczególnie wśród początkujących entuzjastów złotego trunku. Na pewno nie dzieje się to za sprawą słabej dostępności podstawowej 14 letniej edycji, którą przecież możemy znaleźć w każdym supermarkecie. Ktoś kiedyś powiedział, że do Clynelisha trzeba dorosnąć by docenić w pełni to co ma do zaoferowania, jest w tym pewnie trochę prawdy, ja jednak z degustacją tej whisky nie zwlekałbym zbyt długo, powód jest prozaiczny – jest świetna.

Przed przystąpieniem do opisu samej whisky trzeba pochylić się trochę na samą historią marki, dla której los nie zawsze był łaskawy. Zacznę podchwytliwie od pytania: Czy Clynelish to Brora, a Brora to Clynelish? Odpowiedź będzie równie przewrotna: I tak, i nie…

Na początku był Clynelish. Gorzelnia powstała w 1819 roku wykorzystując do produkcji jęczmień uprawiany przez okolicznych chłopów. Pod koniec XIX wieku zmienił się właściciel, whisky Clynelish była jedną z najbardziej poszukiwanych na rynku stając się później częścią whisky mieszanej Johnnie Walker. Popyt był tak duży, że trzeba było wybudować nową destylarnię i ta powstała w 1967 roku. Stara zaprzestała destylacji dwa lata później. Wznowiła ją w 1975 roku pod nowa nazwą – Brora, by osiem lat później w 1983 roku zamknąć się na dobre, ale czy definitywnie i ostatecznie? zapytałby Hubert Urbański. Dopóki zakład nie zostanie zrównany z ziemią, ponowne wybudzenie destylarni jest jak najbardziej możliwe, a ostatnimi czasy – nawet prawdopodobne. Zapowiadają to sami przedstawiciele Diageo, którzy władają gorzelnią.

Spinając to wszystko jakoś w ramy czasowe można przyjąć, że destylaty:

– przed rokiem 1975 będą nosiły nazwę Clynelish

– między 1975 a 1983 będą Brorą (stary budynek)

– a po roku 1983 ponownie będą nosić miano Clynelish

Tyle o samych dziejach destylarni, mam nadzieję, że nie przynudziłem z datami. Teraz czas na podsumowanie tego co w kieliszku, czyli najświeższej wersji „Klajnlisza” 14yo.

Zapach nienadzwyczajnie złożony, ale ma genialną świeżość i rześkość za którą przepadam. W smaku też jest lekko, owocowo – kwiatowo, trochę zielonych łąkowych akcentów spowitych słonawą i torfową nutą. Tony te trwają przez cały finisz, by na końcu dać dojść do głosu lekkiej dębinie.

Urzekająca whisky, mam do niej ogromną słabość. Warto jej także spróbować w wersji Cask Strength od jakiegoś niezależnego dystrybutora (polecam Duncan Taylor lub Adelphi)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.