Glen Grant 1997 TTOW „Kozica” 24yo 48,4%

Łycha w słusznym wieku z cenionej destylarni, zobaczmy co w niej siedzi. Na nosie jakby schowana, stare nuty drzewne, toffi, nieśmiało przebijające się dojrzałe jabłka i cukierkowa owocowość. Zapach niespecjalnie intensywny. W smaku wyważona, ewoluowała w stronę orzecha laskowego i cynamonu. Finisz gorzko-słodki z dodatkiem pomarańczy i utrzymującej się ciemnej czekolady. Doceniam złożoność, ale brakuje endorfin podczas degustacji i nie potrafię się nią w pełni cieszyć. 5/10

Port Charlotte 2008 TTOW „Sowa” 12yo 57,3%

No i tak powinna pachnieć Port Charlotte po burbonie. 1st fill Buffalo Trace Barrel, w których leżakowała oddała dużo świeżych nut i błogo się robi od samego wąchania. W aromacie cytryna w miodzie, wanilia, niedojrzałe śliwki, rozpalany grill. W smaku słodycz wanilii, toffi, znowu ta cytryna w miodzie, whisky okrutnie pijalna. Finisz praktycznie pozbawiony goryczy, przyjemnie dymny z lekkim kurzem dodającym charakteru. No powiem Wam, że to jest dobra robota, delikatna i subtelna whisky z kręgosłupem rasowej „szarlotki”. 6/10  

Mr. Santa 2 Linkwood TTOW 10yo 52,9%

Brzoskwinki! Jest dobrze! Takie było moje pierwsze wrażenie wąchając tę whisky. Dalej trochę białego słodkiego wina, gruszka i świeży melon. Na języku owocowość dalej wiedzie prym. Jeśli wyjadałeś/aś z musli kandyzowane ananasy, papaje itp. to tutaj masz to w płynie. Zapach i smak nie zdradza wieku tej whisky, spokojnie na etykiecie mogłoby widnieć 15-18yo. Finisz niestety już trochę ucięty i krótki, to najsłabszy element tej whisky. Warto spróbować, a nawet kupić butelkę, w moje gusta wcelowała się idealnie. Ktoś może powiedzieć, że to prosty przekaz dosyć popularnych owoców, ale naprawdę warto dać jej trochę czasu w kieliszku. Młodych Linkwoodow na rynku jest od groma, lecz nie dajcie się zwieść, nie wszystkie będą tak pachnieć i smakować! 5,5/10

Highland Park Sigrid Storråda Poland Exclusive 13yo 66,5%

Zanim spróbowałem tej whisky, słyszałem skrajne opinie. Maniacy HP’ka odradzali zakup butelki, fani sherry z kolei nie kryli optymizmu. Osobiście przepadam za whisky po sherry, a z HP nigdy nie miałem po drodze, tym bardziej jestem bardzo ciekawy co skrywa ta butelka. W ślepym teście strzeliłbym w coś pokroju Tomatina, a nie whisky z Orkad. Nie czuć tu charakteru destylarni, jest niebywale czysto, bez dymnych farfocli z przeogromnym wpływem słodkiej sherry. Na języku połączenie jagermeister’a z dżemem truskawkowym i rodzynkami, ta ziołowość jest intrygująca. Baaardzo zacny dram. 5,5/10

Kilchoman Sauternes 7yo wedding cask 55,7%

Aromat słodko-słony, delikatnie dymny i winogronowy. W smaku orzechy, marcepan, miód, słodka nalewka cytrynowa, wszystko to sprawia, że ten Kilchoman jest po prostu smaczny . Finisz torfowy rzecz jasna, ale nadal okiełznany przez słodycz. Beczka jak złapała, tak nie puściła destylatu do samego końca, na każdym etapie wyraźnie wyczuwalny wpływ Sauternes. Przy tak młodym destylacie (zaledwie 7 letnim) Łukasz Gołębiewski wiedział doskonale co robi, wybierając beczkę po słodkim winie. 5/10

Kavalan Solist Madeira 2015 Solar System by Jarek Buss – Venus 57,1%

Ależ zapach! Sklep obuwniczy, dżem śliwkowy, rodzynki, jest gęsto jak cholera. W smaku przejrzałe owoce, wiśnie, suszone jabłko, pomarańcze, nuty winogronowe, dobrze wszystko zaokrąglone i zrównoważone. Na finiszu gotowana pomarańcza, kakao i lukrecja (zdecydowanie na +). Z pewnością  jeden z lepszych Kavalanów z którymi miałem do czynienia. 6,5/10

Kavalan Solist Port Cask 2011 Solar System by Jarek Buss – Mars 58,6%

Na nosie mniej ciekawie od Madeiry, od razu wali w łeb ciężką, dobrze wysmażoną marmoladą. W smaku złożona, dochodzi syrop na kaszel, miody spadziowe, cukierki aukaliptusowe. Finisz długi, rumowo-ziołowy. Wpływ beczki i tajwańskiego klimatu jest ogromny. Nie wiem czy to już bardziej rum czy jeszcze whisky. Intensywność niesamowita, Kavalan się tutaj nie patyczkuje i od razu kładzie wszystkie karty na stół. 6/10  

Caol Ila 2012 Whisky Ella 59%

Z Elą nie znamy się osobiście (może kiedyś będzie okazja), więc nie czuję „blogowej presji” i nie będzie taryfy ulgowej… ;-), a tak na poważnie to nie polewając sobie jeszcze drama, życze samych sukcesów i kolejnych butelkowań! Nos w kieliszek. Dym…. dym…. chyba muszę dłużej odczekać. Pomału dochodzi do głosu, kajmak i mleczna czekolada. Na języku gęsto, nadal dymnie, cytryna, trochę daktyli/fig? Alkohol potęguję wszechobecną popiołowość, mocne to jest uderzenie nie pozostawiające złudzeń, z którego regionu Szkocji pochodzi destylat. Szczerze, to nie czuję tutaj zbyt dużego wpływu sherry, a po beczce 1’st fill Oloroso mógłbym się spodziewać trochę więcej owocowości. Nie jest to wypust nad wyraz złożony, ale przyjazny i raczej „bezpieczny” dla fanów whisky z Islay. Szlak został przetarty…. 4/10

Clynelish 1993 Chapter #12 by Jarek Buss 51,7%    

To, że czuć tu antonówkę to już wszyscy wiemy. Jest też gruszka, wosk i skórka z cytryny. Po dłuższym odstaniu w kieliszku pojawia się więcej egzotycznej owocowości, multiwitamina. Na języku oleista, niedojrzały banan i wosk. Finisz dalej w stylu „waxy fruit”, długi i wyrazisty, z delikatnym posmakiem gotowanych jabłek. Nie ma wątpliwości, że to dobry Clynelish. Brakuje mi jedynie nut wskazujących na jej wiek, czyli mineralno-szafiastych, minimalnie stęchłych, które w połączeniu z tą woskową owocowością dałoby whisky wybitną. Cena i dostępność niestety nie pozwala cieszyć się nią tak często jakby się chciało. 7,5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.